Nawet po godzinach
rozmyślań, dołowania siebie, obwiniania się za swoją głupotę,
Leo nie mógł zrozumieć dlaczego tak zareagował. Przecież tak
naprawdę nie miał najmniejszej ochoty wyruszać w podróż z tak
bezsensownym celem jak znalezienie dziewczyny, której nigdy nie
widział na oczy. Co z tego, że była ładna. Nie zmieniało to w
żaden sposób faktu, że wyprawa, którą ma odbyć w najbliższym
czasie, jest absurdalna i niedorzeczna. Złożenie tego wszystkiego
do kupy, nie było takie proste jak zrobienie papierowego samolociku.
To prawda, udało się mu kupić bilet na samolot do Nowego Jorku,
który miał startować w ciągu następnych paru godzin. To prawda,
ma magiczny pas od Hefajstosa (dalej przyswajał sobie myśl, iż
jego ojcem jest bóg) i całe trzy tysiące dolarów od bogini magii.
To prawda, wie gdzie Kalipso mieszka, gdzie się uczy i jak wygląda.
Ale co z tego, jeżeli on nie chciał
tego robić? A może chciał, tylko że o tym nie wiedział?Tak
mu przecież powiedziała Hekate...
Z
głośników w samolocie, odezwał się męski głos, proszący o
zapięcie pasów. Leo ich nawet nie rozpinał, chociaż podobno jest
to bardziej komfortowe. Nic nie mógł poradzić na to, że odpłynął
myślami tak daleko, że nie zauważył kiedy z jego życia upłynęły
trzy godziny. Po prostu miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż
jakieś tam pasy.
W
ciągu następnych trzydziestu minut, Leo zdążył wyjść z
samolotu, przejść kontrolę na lotnisku i zaczepić taksówkę, ale
gdy zorientował się, że nie ma bladego pojęcia gdzie miałby się
teraz udać, zrobił się czerwony jak burak i zapytał
taksówkarza, gdzie jest
najbliższy hotel.
-O
tam, na skrzyżowaniu Seventh Avenue i West 55th , trzy
przecznice stąd-odpowiedział pokazując palcem za jakieś
budynki.-Mam tam jechać?
-Eee... Tak, właśnie
tam-potwierdził szybko Leo. Nie wiedział czy na pewno chce tam
pojechać, ale jak na razie nie miał innego wyboru. Taksówkarz
podwiózł go pod drzwi, dosyć sporego hotelu, z bijącym w oczy
napisem „Welinghton Hotel”. A może to był Wali-go-w-to hotel?
Sam już nie był pewny.
-Może nie będzie
tak złe-mruknął, wysiadając z taksówki. Wręczył kierowcy
pieniądze, mówiąc , że reszty nie trzeba i dość niepewnym
krokiem, ruszył ku drzwiom. Recepcja była niczego sobie. Na
wzorkowatym dywanie, ustawiono trzy, białe kanapy, pomiędzy którymi
ulokowano małe czarne etażerki. Zza lady uśmiechała się do niego
młoda kobieta, o azjatyckich rysach twarzy i miłym spojrzeniu. Jej
plisowana spódnica, odbijała miękkie światło jakim spowite było
całe pomieszczenie,a na uprasowaną koszulę spadała kaskada
brązowych włosów.
-Eee...
Przepraszam-zagadnął, podchodząc do kontuaru-Chciałbym wynająć
pokój.
Kobieta uśmiechnęła
się jeszcze szerzej. Na jej lewej piersi zaświeciła tabliczka z
imieniem i nazwiskiem, ale Leo nie mógł jej odczytać. Dysleksja
dodać złota, świecąca się tabliczka, równa się ból oczu.
Wpisała coś na komputerku, który stał obok niej i zapytała:
-Imię i nazwisko?
-Leon Valdez.
-Wiek?
-Piętnaście.
Kobieta spojrzała
na niego z ukosa, ale nic nie powiedziała.
-Jaki pokój?
-Jednoosobowy.
-Na ile dni?
Leo zawahał się.
Nie wiedział ile czasu zajmie mu znalezienie dziewczyny. Mogłoby to
potrwać tydzień, ale równie dobrze mógł to być cały miesiąc.
-Na dwa
tygodnie-odpowiedział, po chwili zastanowienia.
-Dodatkowe życzenia?
-Yyy... Nie.
-Za dodatkowe
dwieście dolarów, może pan wykupić u nas pakiet, w którego skład
wchodzi śniadanie, obiad i kolacja.
-Niech będzie.
-Razem
wychodzi...-Azjatka spojrzała na licznik w komputerze-...
dziewięćset sześćdziesiąt pięć dolarów.
Leo podał kobiecie
pieniądze i bez słowa, schował kopertę z powrotem do pasa. Widać
było, że była zaskoczona, że on naprawdę taką sumę posiadał.
Mimo wszystko, wydała mu resztę, podała kluczyki (pokój 208) i
pokazała, gdzie jest winda.
-Dziękuje, pani...
Yyy...
-Pani
Katayama-podpowiedziała szatynka, przeglądając jakieś papiery.
-Dziękuje, pani
Katayama-dokończył lekko zmieszany. Wszedł do windy, wybrał 10
piętro, z pasa wyciągnął cienki drucik i zaczął nerwowo składać
z niego mini-stateczek. Kiedy był już na ósmym piętrze, coś się
stało. Drucik wypadł mu z ręki. Chwycił się za głowę i upadł
na kolana. Mnóstwo obrazów przeskoczyło mu przed oczami. Jakby
znajdował się w wielkim wirze zapachów, dźwięków i scen.,
których nie rozumiał. Nic nie było dokładne, wszystko
przelatywało i po mniej niż sekundzie, pojawiało się coś nowego.
Leo nie mógł tego ogarnąć. Czuł się jakby miliard szpilek
wbijało mu się w plecy,a czaszkę rozsadzał od środka granat. Po
chwili obrazy stały się wyraźniejsze. W każdym widział tą samą
dziewczynę.
„Kalipso”-pomyślał
i jęknął
z bólu. Tak, to na pewno była ona. Kolejne
rozmycie. Ponownie nie mógł wychwycić szczegółów. I nagle to
wszystko ustało. Tak jak we śnie. Ale czy on zasnął? Niemożliwe,
tak po prostu sobie stał i zasnął?
Znalazł
się w jakiejś pustej przestrzeni. Nic tam nie było oprócz jednej,
wielkiej nicości.
Wydawało mu się, że unosi
się w powietrzu, ale nie był tego pewny. To i tak było zbyt
pokręcone.
-Halo?
Jest tu kto?-zapytał bez większego przekonania. To jego umysł, no
jasne że nikogo tu nie będzie. Mimo
to miał nadzieję, że może to jakiś kolejny zwariowany bóg,
który chce się z nim porozumieć. Nie chciał mieć jeszcze więcej
problemów.
-Halo?
Zaniemówił.
To był czyjś głos. W jego umyśle. Głos dziewczyny.
-Tak,
jesteś całkowicie normalny Valdez-mruknął zdenerwowany. To już
go na serio wytrącało z równowagi.
-Kim
jesteś?-zapytał, szukając
dookoła siebie, cokolwiek co mogło przypominać człowieka.
Na początku nikt się nie odezwał. Cisza jaka przepełniała tą
pustą przestrzeń była nie do zniesienia. Leo był zrezygnowany i
to porządnie. Nie wiedział ile jeszcze czasu musi spędzić w swoim
umyśle. Ale ktoś znowu się odezwał.
-Jestem
Kalipso. A ty?
Nie
odpowiedział. Latał nad otchłanią, słuchaj uważnie bicia
swojego serca. Jeden, dwa, trzy. Starał się liczyć swoje oddechy,
które teraz wydawały mu się niezwykle ciężkie, jakby nie mógł
przełknąć jakiegoś jedzenia. Nic już nie powiedział. Rozpłynął
się w ciemności.
__________________________________________________________
Cześć ludzie!
Nie wiem czy to mi wyszło. Jest za krótkie, pewnie znowu nie ma przecinków (starałam się!) no i ogólnie jest do kitu. Ale co ja mam zrobić, nie nauczę się nagle pisać ładnych opowiadań. I przepraszam Was, że wszystko dzieje się szybko i wolno. Leo jej nie znajduje, ale pojawia się nowy wątek. Powiem tak: Leo znajdzie Kalipso w trzecim rozdziale, a w czwartym ruszą do Obozu. Taki trochę spojler, ale wiem że fabuła jest dziwna i może trochę niezrozumiała, więc chce parę rzeczy wyjaśnić
~Kali